drzewa, kwiaty, łąki…
...właściwie wszystko jest tu jedną masą, jednolitym, zielonym gąszczem bez skrawka nieba. Ale dlaczego tę zieleń nazywać zielenią? Nie ma tu jakiejś zwartej barwnej jednolitości. Ta całość drga blaskiem ciepłego światła, nigdy – nigdzie jednakowego. Czy materia tej masy jest wynikiem horror vacui, czy potrzebą dekoracyjnego nagromadzenia różnorodności kształtów, form, kolorów, plam i rytmów? Tu jest druga połowa września. Liście, gałęzie, kwiaty, łodygi, trawy. Skrawki wody wielobarwnie i różnokształtnie zarastającego stawu napełnionego lustrzanym odbiciem wiotkich, niematerialnych a dosadnych, barwnych obecności – zapowiedzi nadchodzącej jesieni. Wszystko tu przypomina raj, wiosnę i letnie nasycenia.